Widać, że to jest swoista kara za arogancję poprzedniego układu władzy w Elblągu, że opinia publiczna zareagowała na różne zjawiska patologii, które tam były widoczne. Ale widać jednak, że ogromna część opinii publicznej kieruje się pewną racjonalnością, tzn. nie tylko emocjami - w ten sposób Bronisław Komorowski skomentował wyniki wyborów w Elblągu, gdzie prezydentem został kandydat PiS Jerzy Wilk, a PiS wygrał też wybory do rady miasta.
W Elblągu doszło do przedterminowych wyborów po tym jak mieszkańcy w referendum odwołali dotychczasową radę miasta i prezydenta Grzegorza Nowaczyka z PO. W II turze wyborów prezydenckich, w których wyłaniano następcę Nowaczyka, Wilk wygrał z Elżbietą Gelert z PO.
Komorowski ocenił, że wynik wyborów w Elblągu "nie jest nokautem dla żadnej ze stron". - Sprawdzianem dla tych którzy wygrali będzie, czy posiadają zdolność przekonania innych środowisk politycznych, że warto współpracować. Czasami można na fali krytyki zdobyć władzę, ale niekoniecznie tej władzy prawidłowo użyć - przestrzegał. Bronisław Komorowski zapowiedział też skierowanie do Sejmu projektu ustawy, która "nieco inaczej ureguluje kwestię referendum".
- Uważam, że referenda są bardzo pożyteczne, bardzo potrzebne pod warunkiem, że nie stają się prostym cepem politycznym do walenia w łeb konkurencji - wyjaśnił. Propozycja prezydenta przewiduje podniesienie progu frekwencji wyborczej niezbędnej do tego, by referendum uznać za ważne, do poziomu frekwencji "przy której dana osoba była wybrana". - Żeby przynajmniej dać szansę wszystkim tym jego wyborcom do wypowiedzenia się w tej kwestii - podkreślił.
Obecnie referendum jest ważne, jeżeli weźmie w nim udział 30 proc. uprawnionych do głosowania - propozycja prezydenta de facto oznaczałaby podniesienie tego progu do ok. 40-50 proc. (tyle wynosi frekwencja w wyborach w Polsce).
źródło: wprost.pl