Ujawnienie taśm przez tygodnik Wprost jest wielkim zwycięstwem demokracji i sromotną porażką miernych elit politycznych, o czym świadczy chociażby reakcja partyjnych liderów - pisze Stefan Rembelski.
To zwycięstwo demokracji, na miarę wiatru od morza, przychodzi w roku jubileuszu 25-lecia odzyskania niepodległości, przychodzi w momencie, gdy życie polityczne, delikatnie mówiąc skarłowaciało według słów z utworu grupy Perfekt „ Hej, prorocy moi z dawnych lat, obrastacie w tłuszcz, już was w swoje szpony dopadł szmal, zdrada płynie z ust…,” – przychodzi w czasie gdy, współczesna narracja polityczna przypomina tą z lat osiemdziesiątych, czyli Polska rośnie w siłę, a ludziom się żyje dostatniej, gdy tymczasem jest dokładnie na odwrót. Zadłużenie ocierające się o próg konstytucyjny, zubożenie ¾ społeczeństwa ocierające się o ubóstwo, eksodus emigracyjny młodego pokolenia, afery państwowych dygnitarzy, a jedyny pomysł na Polskę i dalsze trwanie przewodniej siły narodu to dodrukowanie pieniędzy. Czym to się skończyło w latach osiemdziesiątych – wszyscy wiemy - galopującą inflacją i kryzysem gospodarczym.
Poszukiwanie dyskusji zastępczej
Analogia do czasów Trybuny Ludu jest oczywista, z tą tylko różnicą, że role trybuny ludu pełni Gazeta Wyborcza i TVN 24, pozostałe media pełnią niejako role podziemnej bibuły. Otóż z ust obozu rządowego płynie jednoznaczny przekaz, wspierany przez niektórych analityków, że największym zagrożeniem dla Polski jest ujawnienie nielegalnych nagrań, a to co słyszeliśmy na tych nagraniach, to troska o Polskę tyle, że wyrażana siermiężnym językiem. Nalot na redakcję tygodnika i apel premiera o jednorazowe ujawnienie wszystkich nagrań, łamie wszelkie standardy zachowań w dojrzałych demokracjach, na które tak lubią się nasi politycy powoływać. To ośmiesza instytucję państwa prawa, w którym winni są – o zgrozo - nie ci co kradną ale ci co ich złapali. Dzisiaj jedynym gwarantem normalności są wolne media, które w nocnej akcji, w redakcji tygodnika, nie pozwoliły założyć sobie knebla, a tym samym obroniły Polskę jako państwo demokratyczne.
Rząd w rozsypce - opozycja też
Oczekiwania, że ta koalicja jest wstanie sprawnie rządzić Polską jest tak prawdopodobne jak wygrana w lotto. Dalsze trwanie tego rządu będzie się wiązało z dalszym narastaniem wewnętrznego oporu wobec władzy, a Polska będzie tracić wiarygodność w Unii Europejskie – będziemy też mało wiarygodnym partnerem w ramach NATO. Dymisja rządu nie załatwia sprawy, przesilenia powinno być daleko idące połączone ze skróceniem kadencji. Tle, że do takiego rozwiązania opozycja nie dorosła. W obliczu głębokiej destrukcji państwa nie jest w stanie przedłożyć projektu rozwiązania sytuacji , który byłby do zaakceptowania dla wszystkich, nie wykluczając rządzącej koalicji PO – PSL. Propozycje składane przez opozycję, zmierzają w kierunku by gonić króliczka, licząc na to, że notowania PO będą topnieć w oczach, czyli tak naprawdę, nie chodzi opozycji dobro Polaków, ale własne interesy partyjne. Polska nie jest Pis-u, Polska nie jest PO, Polska nie jest SLD ani żadnej innej partii. Polska to my Polacy, którym konstytucja nie ułatwia wyjścia z sytuacji głębokiego kryzysu zaufania. Zapisy konstytucji, w zamyśle wzmacniające władzę wykonawczą, w sytuacjach kryzysowych, przy braku dobrej woli stron, powodują długotrwały pat niszczący państwo. Partyjna walka o władzę, odbywać się będzie pod hasłami ratowania ojczyzny i trwać będzie tak długo, aż nastąpi ostatnia publikacja taśmy z podsłuchu samego premiera Donalda Tuska. I chociaż same taśmy pełnią bardzo pożyteczną rolę w procesie obywatelskiej edukacji, ponieważ obnażają podwójne standardy politycznych elit, to już sama gra polityków wokół taśm, Polsce nie służy, by nie powiedzieć, że długo okresowo jest szkodliwa.
Prezydent arbitrem
Jedyną osobą w państwie, która jeszcze się cieszy dużym zaufaniem społecznym, jest prezydent Bronisław Komorowski. Z racji pełnionego urzędu, udział prezydenta, w szybkim rozwiązani głębokiego kryzysu w państwie, jest niezbędny i oczywisty. Aby nie następowała degrengolada władzy wykonawczej, prezydent powinien przeprowadzić konsultacje ze wszystkimi ugrupowaniami, by możliwe było wykonanie dwóch podstawowych kroków. Po pierwsze, powołanie pod patronatem prezydenta Komorowskiego rządu technicznego, autorskiego - jakbyśmy go nie nazwali, ważne jest aby był akceptowany przez wszystkie siły polityczne. Po drugie skrócenie kadencji parlamentu, tak aby wybory mogły się odbyć wiosną przyszłego roku. To racjonalne rozwiązanie pozwalałoby wyjść PO z twarzą, a opozycji dałoby gwarancję, że jakby nie było, skompromitowany rząd nie będzie próbował zamiatać pod dywan, w okresie kampanii wyborczej. Takie rozwiązanie ma jeszcze ten walor, że małe ugrupowania będą miały czas na konsolidacje i przygotowanie się do kampanii wyborczej, a nowo powołany rząd będzie miał czas na spokojne przygotowania własnego budżetu, bez presji czasu, jak to miało dotąd zawsze miejsce, gdy wybory odbywały się jesienią, a nowy rząd zmuszony był do żyrowanie budżetu, opracowanego przez poprzedników. Dzisiaj jak nigdy dotąd, prezydent Bronisław Komorowski, ma szansę być prezydentem wszystkich Polaków, a nie tylko Platformy.
Stefan Rembelski