Szanowny Panie redaktorze, będę zawsze polemizował ze wszystkimi, którzy marginalizują, lekceważą, bądź twierdzą że referendum było niepotrzebne i nic nie zmieniło w naszej elbląskiej rzeczywistości. W żadnym razie nie czynię tego ponieważ jestem rozgoryczony porażką w wyborach i czuję się przegrany.
Odpowiadając na Pana argumenty, pragnę zauważyć, że doprowadzenie do referendum i przeprowadzone w jego wyniku wybory, są to dwa nie do końca kompatybilne wydarzenia. „Rozpętując akcję referendalną”, czyniliśmy to w pierwszym rzędzie z myślą o przełamaniu inercji społeczeństwa elbląskiego, którego zdecydowana większość poza narzekaniem, nic nie robi, aby zmienić krytykowaną przez siebie rzeczywistość. Przyjąłem funkcję Pełnomocnika Grupy referendalnej ponieważ autentycznie byłem przekonany, że zdołamy zebrać wymaganą ustawą ilość podpisów i doprowadzimy do referendum. Nigdy jednak w trakcie 60 dni akcji referendalnej nie mówiłem, nie byłem na tyle zadufany głosić, że referendum będzie na pewno skuteczne i że w jego wyniku doprowadzimy do odwołania Prezydenta i Rady Miejskiej w Elblągu.
Generalnie, jak wielu mieszkańców Elbląga uważałem, że należy pokazać naszej lokalnej elicie politycznej, nieważnie od barwy pod jaką występuje, czerwoną kartkę, którą miało być zebranie podpisów w ilości uprawniającej do przeprowadzenia referendum. Że bezpośrednio działania te skupiły się na Prezydencie Grzegorzu Nowaczyku, sam był sobie winien i fakt, że to jego opcja polityczna sprawowała rządy. Chociaż obiektywnie oceniając te wydarzenia z perspektywy czasu uważam, że sprzeciw miał szerszy wymiar i dotyczył tak naprawdę wszystkich elit politycznych, które rządziły, były w koalicji z rządzącymi i praktycznie nie zmienionym składzie osobowym występują na naszej lokalnej scenie politycznej od przeszło 20 lat. Czyniłem uwagi na temat Pana artykułu, ponieważ podstawą rzetelnej oceny dziennikarskiej jest wysłuchanie wszystkich stron, które w danym wydarzeniu brały udział i dopiero na kanwie tych relacji powinno tworzyć się własne oceny. Moja krytyka dotyczy tego, iż opisując historię akcji referendalnej, oparł się Pan na relacjach stron, które miały osobisty bądź partyjny interes w tym, aby nas zmarginalizować, a niewątpliwy sukces przypisać sobie.
Muszę w tym miejscu przypomnieć, że elbląskie media w trakcie zbierania podpisów rzadko, a podczas kampanii wyborczej ani razu, nie zamieściły na swoich łamach naszego stanowiska, które przedstawialiśmy jako Grupa referendalna na temat wypowiedzi wymienionych przez Pana polityków. Elbląskie media nie zamieszczały naszych artykułów ponieważ nie płaciliśmy za ich publikację, która jednorazowo za każdy tekst wynosiła średnio 600,00 zł. I jak z tego widać nikogo nie bulwersowało, że powyższe wypowiedzi są jednostronne i że w celu rzetelnego informowania opinii publicznej należało zamieszczać, co na powyższe rewelacje ma do powiedzenia Grupa referendalna, czy następnie po zawiązaniu się KWW Wolny Elbląg.
Podsumowując uważam, że referendum jako narzędzie demokracji bezpośredniej jest niewątpliwie jedynym skutecznym narzędziem, za pomocą którego polskich polityków można sprowadzić na ziemię, zmusić do prowadzenia dialogu ze społeczeństwem i mówienia ludzkim głosem. Jestem również przekonany, że sprawować rządy (to jest, stanowić większość w radach) w społecznościach lokalnych powinni ludzie nie będący członkami partii politycznych, co jest normą dojrzałych demokracji.
Kazimierz Falkiewicz