Poniedziałkowe komunikaty sztabów wyborczych i samych kandydatów pokazują w całej krasie fenomen elbląskich wyborów. Tylko w naszym mieście mogło się to zdarzyć - możliwe, że będziemy prekursorami nowego trendu w rozwoju demokracji, gdzie w wyborach prezydenckich będzie dwóch zwycięzców – pisze Stefan Rembelski.
Teraz już wiemy, że druga tura mogłaby się w zasadzie nie odbyć, zaoszczędzilibyśmy sporo grosza. Jak naszym politykom i komentatorom politycznym uda się ten elbląski efekt dwóch zwycięzców rozsławić w świecie, to wszystkie wybory będą się kończyły na pierwszej turze, a finały wielkich imprez sportowych z całą ich dramaturgią odejdą do lamusa. Przez chwilę byłem skłonny uwierzyć, że będziemy mieć dwoje prezydentów – panią prezydent Gelert 48,26 i pana prezydenta Wilka 51,74. Niestety prawo jeszcze nie nadąża za partyjnymi propagandystami i wcielenie w życie osobliwego elbląskiego rozwiązania musimy odłożyć w czasie.
Kto zatem przegrał?
Radość zwycięzców zawsze spycha na dalszy plan przegranych, by mogli uronić łezkę w samotności, nie zakłócając szlochem ceremonii dekoracji mistrzów. Jak w piosence Muńka Staszczyka Elbląg nie płacze, chociaż jest największym przegranym tych wyborów. Takie złote pięć minut nie przydaży się naszemu miastu przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Obalić przysłowiowy mur berliński i nie zyskać na tym nic, jest nie lada sztuką, możliwą tylko w wykonaniu politycznych aktorów, pociąganych za sznurki z Warszawy. Główni aktorzy tej opery mydlanej nie byli w stanie otworzyć nowej ścieżki rozwoju dla Elbląga, mimo trzykrotnej wizyty najważniejszych osób w państwie. Zarówno pani Elżbiecie Gelert jak i panu Jerzemu Wilkowi zabrakło twardej argumentacji i nieugiętej postawy przed majestatem przełożonego, by przeforsować program pilotażowy dla Elbląga, który mógłby otworzyć perspektywę wzrostu dla Elbląga i subregionu. Wielka szkoda, że dali się dziecinnie łatwo spławić odpustowymi zabawkami trzymając w rekach przez dwa tygodnie klucze do rozwoju miasta. Obecny trzykrotnie w Elblągu premier Donald Tusk sprzedał pani poseł Gelert coś co miało być zbudowane na Euro 2012 czyli drogę ekspresową do Gdańska. Złożył obietnicę nie zapominania o Elblągu po wyborach i usilnych starań znalezienia ważnego inwestora w przyszłości, czyli piszcie do mnie na Berdyczów. Prezes Jarosław Kaczyński, możliwe, że przyszły premier, sprzedał Jerzemu Wilkowi przysłowiowe Inflanty w postaci VI portu RP i ani przez chwilę nie pochylił się nad właściwymi problemami Elbląga. Największa korzyść z tych wyborów, że zacytuję panią poseł Gelert to: „Myślę, że ta kampania była ciekawym doświadczeniem dla elblążan, bo chyba nigdy nie mieli oni możliwości spotkania właściwie wszystkich prominentnych polityków, działaczy praktycznie wszystkich ugrupowań politycznych. Właściwie każdy obywatel mógł porozmawiać z każdym z nich. Myślę też, że dzięki tym swoistym odwiedzinom znalazły swój początek ważne rzeczy dla Elbląga - mam tu na myśli wyjazdy do Obwodu Kaliningradzkiego i powrót do 10 wjazdów w miesiącu”. Jakby nie patrzeć sprytna warszawska wierchuszka kupiła elbląskie elity polityczne za czapkę śliwek.
Magiczne słowo audyt
Mimo, iż kampania wyborcza dobiegła końca, magiczne trzy słowa audyt finansów miasta są nadal w użyciu, jako pierwsze zadanie nowego prezydenta. Gratulując panu Jerzemu Wilkowi wygranej, sugeruje nie eksponowanie nie tej czynności, gdyż może to oznaczać, że obietnice wyborcze były składane bez znajomości miejskiej kasy, co by mogło dawać złe świadectwo samorządowcowi z dwudziestoletnim stażem. Wybory dobiegły końca i czas zejść z obłoków populistycznych obietnic wyborczych na ziemie, by zwycięstwa nie przekuć w porażkę nie tylko swoją. Pod rozwagę prezydenta elekta i grupy jego najbliższych doradców posuwam komunikat resortu finansów, z którego wynika , że deficyt w budżecie po maju wyniósł 30 mld 951 mln 244 tys. zł, co stanowiło 87 proc. z zaplanowanego na ten rok deficytu w wysokości 35 mld zł. Uzupełnieniem tej informacji niech będzie brak wpływu do budżetu 22 mld złotych z tytułu planowanych dochodów podatkowych. Jak to się przełoży na wielkość subwencji dla gmin? Nie trudno też oszacować ile po półroczu zabraknie w budżecie Elbląga po stronie dochodów? – stawiam na kwotę 20 milionów złotych.
Burza mózgów przed piątkowym zaprzysiężeniem konieczna, by niepotrzebnie nie brnąć w ślepy zaułek wszelkich obniżek. W radzie miasta przyjaciół prezydent elekt raczej nie znajdzie – od pierwszej sesji ruszy następna kampania wyborcza połączona z budżetowym koncertem życzeń. Ale wszyscy elblążanie którym leży na sercu dobro Elbląga, będą trzymać za prezydenta kciuki, by z dużą determinacją dokonał istotnych redukcji wydatków dla ratowania płynności finansów miasta. Poruszamy się w mojej ocenie już poza granicą dopuszczalnego ustawowo zadłużenia gminy.
Konieczność nowelizacji tegorocznego budżetu jest oczywista, a podwyżki maksymalne podatków i opłat lokalnych nieuniknione dla konstrukcji budżetu na rok 2014. Alternatywą jest załamanie się finansów miasta co dla premiera Donalda Tuska oznacza możliwość wprowadzenia zarządu komisarycznego, z czego premier skwapliwie skorzysta, by mieć argument w politycznej walce, że tam gdzie PiS przejmuje władzę, to kończy się to bankructwem finansów miasta. Elbląg z pozytywnego bohatera, stanie czarnym ludem. Ponieważ straszenie Jarosławem Kaczyńskim już nie działa – przypadek pogrążonego w chaosie Elbląga pod rządami Pis-u, będzie nowym straszakiem w następnych dwóch kampaniach wyborczych. Nowy prezydent jest w skrajnie trudnej sytuacji, co nie oznacza, że bez wyjścia – wyjściem są trudne reformy służące Elblągowi ale nie koniecznie bieżącej popularności formacji prezydenta Jerzego Wilka. W końcu przecież najważniejszy jest Elbląg.
Stefan Rembelski
stefanrem@wp.pl