Rok temu dzwoniłem na alarm, że w sytuacji otwarcia małego ruchu ominie nas rzeka pieniędzy, gdyż Elbląg prawie wcale nie promuje się w Kaliningradzie. Dziś szykowane są opracowania dotyczące wpływu ruchu granicznego między innymi na naszą gospodarkę. Wiem, że będą tam podawane liczby w granicach 250 mln złotych. To suma, jaką wydali w Polsce Rosjanie od początku obowiązywania ułatwień granicznych. Przez to, że Elbląg zaniechał jakiejkolwiek promocji do naszej gospodarki wpłynęło jakieś 1,5-2 % tej sumy - mówi dr Michał Glock, kandydat na radnego z listy Elbląskiego Komitetu Obywatelskiego.
W jakich okolicznościach został Pan członkiem Elbląskiego Komitetu Obywatelskiego?
EKO, jako jedyne pomogło w zorganizowaniu pierwszej większej debaty publicznej dotyczącej Elbląga. Trochę więcej jak rok temu po serii moich artykułów udało się zorganizować poważną i merytoryczną debatę o kontaktach z Kaliningradem i perspektywie otwarcia małego ruchu granicznego. Niestety wtedy okazało się, że miasto jest nieprzygotowane i tę wielką szansę zwyczajnie zmarnowano. W praktyce nasz handel i usługi straciły kilkanaście milionów. Mam zresztą wrażenie, że do dziś nikt nie zwraca na to uwagi. Wraz z EKO uczestniczyłem też w pseudokonsultacjach w sprawie strategii promocji. Słowo pseudo jest tu bardzo na miejscu, bo po prostu zaprezentowano gotowy dokument, do którego nie można było wprowadzać żadnych zmian. To samo zresztą dotyczy lipnego konkursu na logo, gdzie już w regulaminie zapisano, że tylko logo, które wpisuje się w strategię promocji może wygrać… więc wygrał ślimak. Poza tym w dzisiejszych czasach należenie do takiego stowarzyszenia jak EKO daje szanse na to, że pomysły osób bezpartyjnych będą potraktowane z należytą uwagą. Tymczasem działanie samodzielnie w zasadzie wyklucza, że będzie się wysłuchanym. Dziś jak nie jesteś członkiem partii (najlepiej tej rządzącej) to nawet genialne pomysły są wyrzucane do kosza… bo nie jesteś nasz. Tylko obcy.
Panie doktorze skąd u pana te rosyjskie zainteresowania?
Jestem jednym z nielicznych w Polsce naukowców zajmujących się Rosją i jej siłami zbrojnymi. Tego rosyjskiego bakcyla połknąłem na studiach w Toruniu, gdzie skończyłem Stosunki Międzynarodowe. Następnie przez kilka lat współpracowałem ze znanym warszawskim sowietologiem prof. Pawłem Wieczorkiewiczem, a po jego śmierci powróciłem do Torunia, gdzie obroniłem doktorat poświęcony radzieckim siłom morskim na Morzu Czarnym w czasie II wojny światowej. W zeszłym roku, jako pierwszy Polak miałem okazję prowadzić kwerendę naukową w Centralnym Archiwum Marynarki Wojennej w Gatczynie (pod Sankt Petersburgiem) gdzie zbierałem materiały do nowej monografii o wojnie morskiej na Morzu Kaspijskim. Szukałem także materiałów o przewozie naszej armii generała Andersa z ZSRR do Iranu. W każdym razie jesienią wyjdzie nowa książka. Myślę, że ciekawa dla osób interesujących się II wojną światową. Zauważyłem, że jak się człowiek zacznie zajmować Rosją to trudno przestać, gdyż zawsze okazuje się, że zostało coś nowego do odkrycia czy napisania. Ciekawość jest bardzo silnym bodźcem do działania. Oczywiście nie da się tego robić siedząc w Polsce, konieczne są wyjazdy i trzeba także być na bieżąco z literaturą, gdyż Rosjanie wydają rocznie niezliczoną wprost liczbę opracowań naukowych i pewne książki po prostu trzeba przeczytać.
Wróćmy jednak na nasze podwórko… Kaliningrad czy Królewiec?
A to podchwytliwe pytanie. Z jednej strony mamy ulicę Królewiecką, a z drugiej Rondo Kaliningrad. Nie ma tu łatwego wyjścia z tej sytuacji. Z jednej strony Kalinin, od którego miasto nad Pregołą wzięło swoją nazwę nie był jakoś krystaliczną postacią gdyż spełniał rolę trochę podobną do przewodniczącego rady państwa w PRL-u, wiec zajmował ważną pozycję w systemie władzy ZSRR i odpowiadał za zbrodnie stalinizmu, choć tak naprawdę był tylko narzędziem w rękach Stalina. Z drugiej strony to oficjalna nazwa miasta partnerskiego, która jest oficjalnie używana i nawet nasza MSZ zaleca jej stosowanie. Moim zdaniem, gdyby za rządów prezydenta Słoniny nadano nazwę Rondo Królewiec to dziś nie byłoby sprawy, a teraz jak będziemy ją chcieli zmienić to zostanie to nieprzychylnie odebrane przez Rosjan (przynajmniej przez oficjalne władze). A prawdę powiedziawszy nie ma dla Elbląga alternatywy niż kierunek wschodni i dobrze by było gdybyśmy już dziś zdali sobie z tego sprawę. Zamiast kopać się po kostkach trzeba ostro się zabrać do współpracy i wspierania naszego handlu i usług, bo tylko ich rozwój gwarantuje powstawanie nowych miejsc pracy.
Ponad rok temu odbyła się debata na temat małego ruchu granicznego. Co się zmieniło od tamtej pory i co należy zmienić dziś w kwestii naszych kontaktów z Rosją?
Rok temu dzwoniłem na alarm, że w sytuacji otwarcia małego ruchu ominie nas rzeka pieniędzy, gdyż Elbląg prawie wcale nie promuje się w Kaliningradzie. Prawidłowo przewidziałem i datę otwarcia ruchu (pan Szmurło zakładał, że nastąpi to w październiku lub listopadzie) oraz skalę tych wyjazdów zakupowych. Dziś szykowane są opracowania dotyczące wpływu ruchu granicznego między innymi na naszą gospodarkę. Wiem, że będą tam podawane liczny w granicach 250 mln złotych. To suma, jaką wydali w Polsce Rosjanie od początku obowiązywania ułatwień granicznych. Przez to, że Elbląg zaniechał jakiejkolwiek promocji do naszej gospodarki (gł. handel i usługi) wpłynęło do nas jakieś 1,5-2 % tej sumy. Moim zdaniem gdybyśmy się bardziej postarali, mielibyśmy szansę na 10 % z tego tortu, a to znacznie poprawiłoby naszą sytuację ekonomiczną i dało elbląskiemu handlowi trochę wytchnienia, a kto wie pewnie i nowe miejsca pracy. Naszym władzom zwyczajnie nie chciało się schylić po pieniądze, jakie leżały praktycznie na ulicy. A nie chciało się bo partyjni bonzowie z PO nie widzieli w tym korzyści dla siebie. Gwarantuję, że gdyby panowie z otocznia byłego prezydenta Nowaczyka widzieli dla siebie możliwość zarobienia na tych kontaktach, na pewno bardziej by je pielęgnowano. Oficjalnie mamy podpisane porozumienia o współpracy, ale to są tak naprawdę tylko deklaracje, z których nic nie wynika. Elbląg jest najbliżej położony Kaliningradu i rozwijanie tych kontaktów jest naszą wielką szansą. Co więcej nie trzeba do tego pieniędzy… trzeba dobrej woli i chęci do działania. Na razie tego brakuje. Bez zmiany filozofii prowadzenia miejskiej polityki wschodniej nie ma szans na przełom.
Co pan sądzi o kampanii wyborczej?
To jest kampania pod hasłem: „Nikt wam tyle nie da ile ja mogę wam obiecać” to już jawne oszukiwanie mieszkańców i żerowanie na ich marzeniach… a trochę też na niewiedzy i nieznajomości realiów. Ja się cieszę, że Cezary Balbuza jest naszym kandydatem na prezydenta, bo jest on chyba najbardziej profesjonalnie przygotowany do pełnienia tej funkcji. Nie można ludziom obiecywać „gruszek na wierzbie” bo to trochę tak jakby nie odrobić lekcji z referendum. Nowaczyk też obiecywał Aquaparki i skończyło się na referendum. Dziś Elbląg jest w tragicznej sytuacji ekonomicznej i budżetowej i żadna z inwestycji nie zostanie zrealizowana w ciągu 1,5 roku. Nie ma i nie będzie pieniędzy. Co więcej nasz budżet będzie wymagał korekty i do końca roku będzie trzeba znaleźć dodatkowe 20 mln złotych. Tu każde działanie musi być dokładnie przemyślane… zresztą Cezary Balbuza jest świetnym analitykiem i ma duże doświadczenie kierownicze, które jest w UM potrzebne. Deklaracje o przekopie mierzei, o Aquaparku, o basenach (w licznie mnogiej), darmowej komunikacji, darmowych mieszkaniach komunalnych i temu podobne można włożyć między bajki. Jak ktoś się na to nabiera to nic dziwnego, że potem jest zawiedziony.
Martwią mnie deklaracje ws. nauczycieli czy ogólnie edukacji w mieście. To prawda, że wydajemy na to najwięcej pieniędzy i należy szukać tu oszczędności. Martwi mnie jednak to, że takie oszczędności najczęściej dotykają młodych nauczycieli, tych najbardziej wartościowych, którym jeszcze się chce coś dla dzieci i młodzieży robić. I tu znowu wymagana jest szczególna wrażliwość, a nie jestem przekonany czy działacze partyjni ją mają. Mogę tylko liczyć na to, że mieszkańcy posłuchają zdrowego rozsądku nie dadzą się nabrać na partyjną kiełbasę wyborczą i wybiorą nas tj. realistów, którzy działali na rzecz miasta i w pierwszej kolejności deklarują po prostu zrobienie porządku.
Artykuł sponsorowany przez KWW Elbląski Komitet Obywatelski