Wraca sprawa tragicznego wypadku z kwietnia na Cieplicówce k. Elbląga. Przypomnijmy - 13 kwietnia właśnie na Cieplicówce niemal doszczętnie spłonął jacht, pod pokładem znaleziono zwęglone zwłoki czterech osób. Jednostka typu Venus zahaczyła topem masztu o linie średniego napięcia. Aby wyjaśnić przyczyny tego okropnego wypadku, elbląska prokuratora powołała biegłych z zakresu pożarnictwa i energetyki. Z protokołów sekcji zwłok wynika, że zabił ich prąd. Badania wykazały, że mieli od 0,27 do 1,3 promila alkoholu we krwi.
Feralnego dnia mieszkańcy Batorowa zauważyli nad kanałem ogień i dym - wezwali pomoc. Strażacy ochotnicy z pobliskiego Nowakowa byli pierwsi nad Cieplicówką. Dopalająca się łódź klasy Venus utknęła w trzcinach przy wale przeciwpowodziowym. Niebawem doszło do makabrycznego odkrycia.
- Znaleziono ciała czterech osób zwęglone w 80-90 procentach - mówi Jolanta Rudzińska, rzecznik Prokuratury Rejonowej w Elblągu.
Ustalono, że 4-osobowa załoga z m.in. doświadczonym elbląskim żeglarzem na pokładzie, wypłynęła z elbląskiego JachtKlubu i rzeką Elbląg popłynęła na Zalew Wiślany.
Około południa nastąpiło nagłe załamanie pogody. Być może ciemne chmury, mocne porywy wiatru i deszcz skłoniły ich do szukania schronienia w ujściu Cieplicówki do Zalewu Wiślanego. Kanał jest nieżeglowny, co wcale nie znaczy, że jest tam usankcjonowany przepisami zakaz żeglowania. Co gorsza, nie ma tam znaku z ostrzeżeniem przed linią średniego napięcia nad Cieplicówką. Kwadratura koła - zgodnie z prawem na szlakach nieżeglownych takich ostrzeżeń stawiać nie trzeba. - Mamy już wstępne opinie z zakresu energetyki i pożarnictwa - powiedziała na początku czerwca prokurator Rudzińska. - Wynika z nich, że jacht bezspornie zahaczył topową częścią masztu o linię 15 kV. Zdarzenie miało charakter gwałtowny. W wyniku porażenia prądem załoga zginęła na miejscu. Stopione części masztu spadły na pokład i wywołały pożar. Biegli wykluczyli zaprószenie ognia oraz niedrożność sytemu paliwowego silnika jednostki. Wykluczamy, że na pokładzie znajdowała się piąta osoba, która wpadła do wody po zetknięciu masztu z linią pod napięciem. Te dywagacje mogą mieć źródło w tym, że jachtem miała płynąć jeszcze jedna osoba, lecz w końcu zrezygnowała z rejsu i w Kątach Rybackich czekała na przybycie jednostki.
Fakt, że ktoś czekał na Atlantę w Kątach Rybackich uprawdopodabnia wersję, że załoga chciała w Cieplicówce przeczekać załamanie pogody. Nie daje to jednak odpowiedzi na pytanie, dlaczego załoga z doświadczonym żeglarzem na pokładzie wpłynęła w linię średniego napięcia z postawionym masztem.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy w chwili wypadku wszyscy byli pod pokładem, bo w wyniku pożaru spłonął cały kokpit i nadbudówka.
Zaraz po tej tragedii oświadczenie wydała spółka Energa Operator SA. Cztamy w nim m.in. "(...) Odległość wymagana przepisami wynosi minimum 4,1 m nad lustra wody dla szlaków nieżeglownych, a odległość linii od lustra wody na Cieplicówce wynosi ponad 8.9 m. (...) obowiązek oznakowania linii elektroenergetycznych dotyczy tylko szlaków żeglownych. Cieplicówka, na której doszło do wypadku, jest według informacji RZGW w Gdańsku drogą nieżeglowną (...)".
Jacht, którym płynęli żeglarze, miał wysokość masztu od poziomu wody około 9,5-10 metrów.
- Z dokumentacji zakładu energetycznego, którą dysponujemy wynika, że nastąpiło automatyczne wyłączenie awaryjne linii, instalacja zadziałała więc jak należy. Sekcja wykazała alkohol w zwłokach całej czwórki w stężeniach od 0,27 do 1,3 promila. Dwie osoby były po spożyciu, dwie kolejne przekroczyły dopuszczalnie próg - powiedziała prokurator Rudzińska.
Elbląscy śledczy czekają teraz na opinię biegłego z zakresu żeglarstwa. Być może jego ekspertyza da odpowiedź na pytanie, dlaczego Atlanta wpłynęła na linię SN. Wśród hipotez jest ta, że załoga była słabo przycumowana i zdryfowała bez wiedzy załogi. Do tematu wrócimy.
Tekst: Wojciech Mierzwiński
źródło: Żagle