Termy warmińskie, czyli flagowa inwestycja Jacka Protasa ponownie trafiła pod lupę prokuratury. Na polecenie Prokuratury Generalnej, śledczy z Białegostoku po raz kolejny przyjrzą się inwestycji - podaje TVP. Pierwsze podejście (2014) zakończyło się umorzeniem po ponad roku badania sprawy.
Jak dowiaduje się Telewizja Polska, nowy prokurator referent zapoznaje się z materiałem dowodowym w tej sprawie.
Jak tylko się z nim zapozna, zaplanuje czynności do wykonania. Podjęcie śledztwa dotyczy dwóch głównych wątków postępowania: zaplanowania i zrealizowania tej inwestycji — mówi dla TVP Andrzej Bura, zastępca prokuratora okręgowego w Białymstoku.
Prokuratura Generalna nakazała białostockim śledczym uzupełnić materiał dowodowy z poprzedniego śledztwa, ponieważ chcą wyjaśnić, czy urzędnicy odpowiedzialni za budowę Term Warmińskich nie dopuścili się przekroczenia uprawnień bądź też niedopełni obowiązków przy podejmowaniu decyzji o rozpoczęciu inwestycji. Chodzi oczywiście o sprawę tak zwanych „zimnych term” - urzędnicy podjęli decyzję o budowie nawet po tym, jak została ustalona temperatura wody. Prokuratura chce wiedzieć, na czym opierali przekonanie o rentowności term.
Pierwsze śledztwo białostockiej prokuratury rejonowej zostało umorzone po roku badania sprawy, w 2014 r. Wtedy stwierdzono, że ani starosta lidzbarski, ani zarząd województwa nie złamali prawa jeżeli chodzi o podjęcie decyzji w sprawie budowy.
O tym, że woda pod Termami Warmińskimi jest za zimna i trzeba będzie ją podgrzewać (co przekłada się na kompletną nierentowność całej inwestycji) było wiadome już w 2009 roku. Pomimo tego, ówczesny marszałek województwa warmińsko-mazurskiego Jacek Protas zdecydował się na budowę (później prześmiewczo nazywanych) „zimnych term”. Na sam odwiert, który potwierdził, że w Lidzbarku Warmińskim nie ma gorących źródeł, otrzymał dofinansowanie rzędu 5,5 mln zł.
Dziś, po zmianie rządu, gdy PO jest w opozycji, Jacek Protas może mieć spory problem.