Wyobraźcie sobie taką sytuację. Podejmujecie nową pracę. Na początku dostajecie perspektywę wspaniałego rozwoju. Przychodzicie do roboty i widzicie znakomite warunki, entuzjazm ludzi, profesjonalizm w każdym calu. Suma na umowie też się zgadza. A potem jak w kalejdoskopie sytuacja drastycznie się zmienia. Okazuje się, że musieliście pracować przez pół roku… za darmo.
Gdy przeczytacie rozmowę z piłkarzem Olimpii Elbląg Tomaszem Samborem przestaniecie narzekać na swoją małą pensję. W szczerym wywiadzie specjalnie dla Elblag.net były piłkarz Barkasu Tolkmicko opowiada o tym, jak podobna sytuacja z Polonii Warszawa zaistniała się w regionalnym futbolu. Drodzy Czytelnicy „Kasa będzie jutro”, wersja z Tolkmicka.
Oprócz tego głównego tematu z Tomkiem Samborem porozmawiamy o debiucie w Olimpii, trenowaniu młodzieży, zmianach w lidze, rozstaniu z futbolem, porządkach w klubie z Elbląga. Polecamy!
Chyba nie chciałeś już zwiedzać okolicznych klubów i dlatego wróciłeś do macierzystego zespołu?
- Chciałem wrócić na stare śmieci. Tam, gdzie uczyłem się grać w piłkę. W Olimpii jest cel do osiągnięcia. Wyzwanie na koniec grania. Na szczęście udało mi się wrócić.
- Mówisz, że to cel na koniec grania. Co to znaczy?
- Doszliśmy wraz z rodziną do wniosku, że chyba już nie zagram w Ekstraklasie ze względu na wiek (śmiech).
- Przecież masz dopiero 28 lat.
- Tak, jednak w Ekstraklasie jest już taka moda, że im młodszy tym lepszy. Teraz mam takie plany, by w przyszłości zająć się bardziej trenowaniem grup młodzieżowych.
Ukończyłeś odpowiednie kursy?
- Tak. Studiowałem na AWF-ie. Skończyłem kurs UEFA B i to pozwala trenować grupy młodzieżowe. W tym kierunku po zakończeniu grania w piłkę chciałbym spróbować.
- To znaczy to jest jeden z Twoich ostatnich sezonów?
- Dopóki gram to jest ciężko powiedzieć, ale wiadomo, że trudno jest się z tą piłką rozstawać. Gdzieś tam pojawia się myśl, że to może być ostatni sezon, jednak decyzja jest w zawieszeniu. Nad tym nie chciałbym się rozwodzić. Walczymy o utrzymanie i to jest cel. Bo nie ukrywam, że trzecia liga nie jest już zbyt atrakcyjna.
- Tobie to już nie jest w smak występować w tej lidze.
- Dokładnie. Nie chciałbym grać na boiskach w trzeciej lidze. Druga liga nie jest jakimś wierzchołkiem góry lodowej. Owszem są dobre zespoły, indywidualności, ale zespołowo potrafiliśmy wygrać trzy spotkania z rzędu bez straty bramki.
- Trzeba się sprężyć by zdobywać punkty?
- Z piłkarskiego punktu widzenia liga nie jest zbyt wygórowana. Gdy występowałem w Olimpii to liga była silniejsza. Teraz dwanaście zespołów walczy o ósemkę. Nie ma takiego zespołu, co nie wiadomo, jaką piłkę prezentuje. Np. Stal Stalowa Wola. Zespół zajmował trzecie miejsce. Jednak nie zepchnął nas do obrony.
- To Cię zaskoczyło?
- Nie zaskoczyło to naszego zespołu. Trener powtarza nam, że w tej lidze da się z każdym wygrać i przegrać. Za chwilę derby z Concordią. Zespół trenera z Hiszpanii ma znikome szanse na utrzymanie. Jednak to będzie jeden z ciekawszych meczów pod względem piłkarskim. Osobiście jestem za tym, żeby uciekać od budowania zespołu w oparciu o obcokrajowców. Trzeba dawać więcej szans młodzieży, ludziom z Elbląga i okolic. Wydaje mi się, że Polacy musieliby się czymś wyróżniać, by grać w ich kraju.
Jak wyglądało Twoje przejście do Olimpii?
- Trener przyszedł z Tolkmicka. Miał już kontrakt od stycznia. Wyraził chęć współpracy. Ja sobie nie wyobrażam tego miasta, klubu bez tego poziomu. Wszyscy obawiają się tej trzeciej ligi. Nie oszukujmy się, że jest pomiędzy nimi przepaść. Dla wszystkich jest różnica oglądać Radomiak a Promień Mońki.
Pamiętasz swój debiut?
- Pamiętam bardzo dobrze. Gdy Adam Boros był trenerem juniorów mieliśmy wygrane te rozgrywki i trener pierwszego zespołu Andrzej Bianga wyraził chęć bym przychodził. Poszedłem do szatni przed meczem z Gwardią Warszawa, a tam sama starszyzna. Wówczas bardzo mało było młodych w drużynie. Usiadłem w rogu i się przesłyszałem, bo trener powiedział, że wystąpię w pierwszym składzie. Zagrałem 35 minut i wygraliśmy 3-1. Po sezonie z kilkoma chłopakami z juniorów dołączyłem do pierwszego zespołu.
W trakcie grania byłeś przesuwany coraz bliżej bramki
- W jedną i drugą stronę, bo w trzeciej lidze grałem jako napastnik i strzeliłem sporo bramek. Z czasem występowałem bliżej bramki. Trochę uniwersalny, jednak myślę, że było nie najgorzej.
- W klubach trudno znaleźć wyróżniającą się młodzież. Chciałbyś być trenerem, zatem jak myślisz, dlaczego jest taka sytuacja?
- W piłce jest pogoń za wynikiem. Trzeba odważniej stawiać na młodzież. Jak my kończyliśmy występy w juniorach to dwóch, trzech trafiało do składu albo szerokiej kadry. Trudno powiedzieć dlaczego teraz nie ma takich wzmocnień.
Dlaczego wybrałeś Tolkmicko?
- Miałem dość, ta przegrana runda w Concordii zniechęciła mnie do piłki. Trener zadzwonił i zapytał czy nie chciałbym zagrać. Jednak na tej zasadzie, że jest coś do zrobienia w tym klubie. Nie grać tam tylko po to, by grać. Mieliśmy zająć miejsce w pierwszej trójce i wygrać Puchar na szczeblu wojewódzkim. To brzmiało realnie. Do czasu. To jest przestroga dla chłopaków, którzy marzą o wielkich pieniądzach u pana Niemyjskiego. Chyba nie warto. To był wielki szok. Okazało się, że po prostu przestali płacić.
To wszystko zaczęło Cię dziwić?
- W Tolkmicku zderzyłem się z niesamowitą rzeczywistością. W trzecioligowym klubie ubierają cię od stóp do głów, po każdym treningu obiad, na mecze wyjazdowe jeździliśmy dzień wcześniej. Do tej pory dostaliśmy wynagrodzenia za lipiec, sierpień i na tym skończyła się przygoda finansowa. Teraz jest kwiecień. Ja do stycznia mam zaległości. Chłopacy z klubu nadal je mają.
To wciąż nie płacą?
- Z tego, co słyszę to nie dostają pieniędzy.
Nic?
- Podobno dostali przed jakimś spotkaniem pewną sumę do podziału na zespół i wyszło dla każdego po… 200 zł. Słyszałem od chłopaków, że się zbuntowali i nie chcieli wyjść na mecz. Dla mnie to jest dramat. Jak tacy ludzie mogą funkcjonować i patrzeć zawodnikom prosto w twarz? Ciężko zrozumieć tych chłopaków, którzy chcą tam grać. Chyba nie grają tam tylko dlatego, że kochają piłkę.
Myślisz, że odzyskasz te pieniądze?
- Do tego dnia czuję, że odzyskam. Takich ludzi nie spotkałem w swoim życiu. Nie wiem jak tak można robić. Każdy na coś potrzebuje. A pieniędzy nie było. Wciąż pojawiały się słowa „zagrajcie”. Już za tydzień będzie. W tej chwili to jest śmiech przez łzy. Od września robiliśmy swoje, by nie nic nam nie mogło być zarzucone. Jeżeli był problem finansowy to trzeba było powiedzieć. Zagraliśmy do końca to był już grudzień. Słyszeliśmy tego typu słówka, że pieniądze są już w Polsce, przychodzą, za tydzień, za dwa, przelew idzie, cuda nie widy. To się robił kabaret.
Gdyby nie trener to byście nie dokończyli spotkań?
- Teraz trenerem jest Mateusz Ptaszyński, co dla mnie jest dziwne. Chłopcy grają jednak nie wiem dlaczego? W wywiadzie dla Dwadozera pan Zbigniew Rutkowski dyrektor Barkasu mówił, że są małe problemy. To ja mówię do pana Rutkowskiego by przez pół roku nie dostawał pieniędzy. Oczywiście nie zawsze wszystko wyjdzie zgodnie z planem. Ale trzeba było powiedzieć, byśmy szukali innych klubów. Prezes powiedział, że tylko trzech zawodników puści i żadnego z reszty.
Jak ci młodzi mogli zmienić klub?
- Jak się nie dostaje pensji przez 6-7 miesięcy to trzeba się zastanowić. Przecież tam się nie pracuje z niekumatymi ludźmi. Mówiono, że kasa będzie w piątek, potem, że w poniedziałek. Zawodnicy buntują się przed Świętami. W klubie mówią, że będą pieniądze na Święta. Jednak dzień czy dwa przed Świętami powiedzieli, że nie będzie pieniędzy. Nie dostaliśmy nawet złotówki. Potem usłyszeliśmy, że w styczniu dostaniemy wszystkie pieniądze. Do tej pory nic nie dostałem.
- Zwracaliście się do klubu?
Trzeba było się ich pytać. Była jedność. Albo wszyscy wychodzą na mecz albo nikt. Bo ja nie grałem u pana Niemyjskiego w Niemyjski Team tylko w Barkasie Tolkmicko. Był człowiek z klubu, który przychodził co kilka dni, widział, że nie można mówić wciąż tego samego. Już jeździliśmy na mecze w ten sam dzień, by zaoszczędzić pieniądze z myślą, że dostaniemy jakieś fundusze. Jednak dostaliśmy tylko 200 zł na paliwo. Musieliśmy płacić, by dojeżdżać codziennie na treningi. Trzeba było wydawać oszczędności. Każdy się łudził, że dostanie pieniądze. Nie ma podstaw do ściągnięcia kasy. To zależy od klubu. Była sytuacja, że klub zabraniał trenowania grup młodzieżowych w innych klubach, zarabiania pieniędzy, bo mieliśmy się skupić tylko na grze w Barkasie. Klub mówił, żeby zawodnicy zrezygnowali z pracy, bo będzie im płacił. A potem przez pół roku nie płacił. Teraz niektórzy muszą szukać pracy.
Co wtedy myślałeś?
- To już mnie nie dziwiło. Przyjechałem do Tolkmicka z myślą, że będą pieniądze. Ciągle miałem nadzieję i nadal mam jednak nie wiem co myśleć o tym. Nie spotkałem się z kłamstwami prosto w twarz. Niech się teraz wstydzą. Władze klubu mówiły, że będzie profesjonalizm. Przez miesiąc tak było. Trener Mateusz Ptaszyński mówi, że nie jest źle w klubie. Wydaje się, że nikt nie powinien mieć pretensji. Najlepiej żebyśmy przyjeżdżali i nic nie mówili. Tylko czekać aż klub zapłaci. Jedynym sposobem jest chyba nie wyjście na mecz, 3 walkowery i degradacja o dwie klasy. I może tam jest miejsce tego klubu. Mówię to, bo szkoda mi tych chłopaków. Już nie mogę tego słuchać. Chciałbym, żeby klub już nikogo nie nabrał więcej.
Jak widzisz przyszłość Barkasu?
- To jest totolotek. Klub miał taki okres jak słyszałem, że po kilku miesiącach bez płacenia były pieniądze. Moim zdaniem na tą chwilę ten klub zasługuje na A klasę. Nie szanują ludzi.
W Olimpii nie ma takich problemów?
- To jest poukładany klub. Zaczynamy trochę się odkuwać finansowo. Profesjonalizm w zarządzaniu. Jest większa płynność finansowa niż w poprzednich latach. Więcej ludzi z Elbląga. Przyjezdni związani z tym miastem. Wcześniej jak rozstawałem się z Olimpią to były już zaciągi z Poznania trenera Wichniarka. Wtedy trener widział mnie w składzie, ale to szło w niedobrym kierunku.
Teraz jak oceniasz zespół?
- To wygląda nie najgorzej. Chcemy znaleźć się w pierwszej ósemce. Tym malkontentom pokażemy wtedy, że umiemy grać w piłkę.